Biblia to najważniejsza księga na świecie. Natomiast Apokalipsa świętego Jana to najsłynniejszy opis zagłady tego świata. Streszczenie i opracowanie podrzucamy na Przeczytaj albo posłuchaj. Biblia - Apokalipsa według świętego Jana: streszczenie, opracowanie To view this video please enable JavaScript, and consider upgrading to a web browser that supports HTML5 video Spis treściBiblia - Apokalipsa według świętego Jana: najważniejsze informacjeBiblia - Apokalipsa według świętego Jana: streszczenieBiblia - Apokalipsa według świętego Jana: opracowaniemBiblia - Apokalipsa według świętego Jana: dla ambitnych Biblia jest uznawana za najważniejszą księgę na świecie. Apokalipsa świętego Jana to zaś najsłynniejszy opis zagłady tego świata i co ciekawe, jedyny w Biblii. Pamiętaj, że nigdzie indziej wizja końca świata nie jest przedstawiana wprost. Wbrew pozorom to, co napisał apostoł, wcale nie jest tak odległe od tego, co znasz z filmów science fiction. Jeśli połączysz „Dzień Niepodległości”, „Wojnę światów”, „Dzień Zagłady” i „Pojutrze”, wyjdzie ci pewnie coś podobnego do wizji świętego Jana. Wątki z Apokalipsy, podstawową symbolikę i obrazy warto znać. Jeśli je opanujesz, łatwo będzie ci do nich nawiązać przy okazji innych lektur – szczególnie romantycznych, młodopolskich i z okresu drugiej wojny światowej. Przeczytaj albo wysłuchaj naszego opracowania do końca, a pomoże ci to uporządkować motywy i najważniejsze symbole, które będziesz mógł wykorzystać, analizując inne dzieła kultury – nie tylko książki, ale także malarstwo, rzeźby, filmy, a nawet muzykę. Dowiesz się także, które liczby są ważne w historii świata i dlaczego. Zacznijmy jednak od początku. Biblia - Apokalipsa według świętego Jana: najważniejsze informacje Pamiętaj, że Apokalipsa świętego Jana: Jest jedynym opisem zagłady świata w Biblii. Żaden inny autor Ewangelii o końcu świata nie pisał wprost, opisu takiego nie ma również w Starym Testamencie. Kończy się wizją Nowego Jeruzalem, czyli Miasta Bożego. Pokazuje, że przyjdzie moment upadku ludzkości zakończony Sądem Ostatecznym, po którym będzie czas na Nowe Jeruzalem, a więc nowy raj, w którym błogosławieni będą żyć po wieki wieków. Wizja świętego Jana jest momentami przerażająca, większość tego tekstu wypełnia groza, właściwie dopiero ostatnie dwa rozdziały mówią o wizji nowego początku i tym, jak będzie wyglądał nowy raj. Co ciekawe, filmowe wizje Spielberga zdają się mocno osadzone w Biblii. Pamiętaj o tym, bo dzięki takim nawiązaniom będziesz mógł zabłysnąć przed nauczycielem. Apokalipsa to ostatnia księga Nowego Testamentu, jedyna księga prorocza – powstała około drugiego wieku naszej ery. Słowo apokalypsis oznacza „odsłonięcie”, „objawienie”; już przed Chrystusem ten gatunek był obecny w kulturze żydowskiej i odnosił się do różnych zapisów poświęconych prorockim wizjom przyszłości. Jan Ewangelista nie wymyślił sobie wizji końca świata, ale doznał objawienia, które spisał. Miało to miejsce podczas jego wygnania na wyspę Patmos. Tyle na początek. Czas na konkrety. Jeżeli chodzi o czas i miejsce akcji, to można powiedzieć: nigdzie i wszędzie. W Apokalipsie nie ma podanego nawet w przybliżeniu momentu końca świata. Są oczywiście różnego rodzaju znaki zapowiadające ten koniec, ale o konkretnym momencie apokalipsy nie ma słowa. To bliżej nieokreślona przyszłość – która może nastąpić za sekundę, miesiąc, rok, wiek lub tysiące lat. Bohaterowie Apokalipsy to właściwie cała ludzkość, nie ma co ukrywać. Warto jednak pamiętać, że głównym narratorem, który zaznacza swoją obecność, jest święty Jan, a jego opowieść skupia się przede wszystkim na: Bogu, działaniach Szatana pod postaciami Smoka, Bestii i Fałszywego Proroka, paruzji, czyli ponownym przyjściu na ziemię Jezusa Chrystusa. Biblia - Apokalipsa według świętego Jana: streszczenie Apokalipsa świętego Jana składa się z dwudziestu dwóch rozdziałów. Pierwsze trzy to prolog informujący o objawieniu, jakiego doznał Jan oraz siedem listów Jana do różnych kościołów na terenach obecnej Turcji. Od czwartego rozdziału zaczyna się opis proroczych wizji, jakie miał Jan, a rozdziały dwadzieścia jeden i dwadzieścia dwa to opis Nowego Jeruzalem. Nasze streszczenie zaczniemy od wizji Jana, ale pamiętaj, że na początku jest coś jeszcze. Jan opisuje obraz Boga, jaki zobaczył w widzeniu. Jest to Bóg-władca w całym swoim majestacie. Siedzi na tronie, wokół którego są rozstawione kolejne dwadzieścia cztery trony. Najprawdopodobniej symbolizują świętych ze Starego Testamentu. Są też cztery Istoty, co do których nie ma pewności, czym są. Być może są to aniołowie, choć mówi się również, że mogą to być sami Ewangeliści, ale to by oznaczało, że Jan (autor Apokalipsy i jeden z Ewangelistów) widzi sam siebie. Trochę dziwne, ale w sumie cała ta wizja jest nieco dziwna i przerażająca, więc właściwie wszystko jest możliwe. Wracając do Boga, wszyscy biją mu pokłony, ale Jan zwraca uwagę na coś jeszcze. W prawej dłoni Bóg trzyma księgę opieczętowaną siedmioma pieczęciami (zapamiętaj tę liczbę, bo jak za chwilę usłyszysz, będzie się tutaj często powtarzać). Nikt nie jest w stanie otworzyć tej księgi poza Barankiem z siedmioma rogami i siedmioma oczami. Rogi to symbol władzy, oczy wiedzy. Sam baranek paschalny (wszędzie się podkreśla, że jest to „baranek zabity”) to symboliczne przedstawienie Chrystusa, który przez swoją śmierć na krzyżu jako jedyny jest w stanie otworzyć księgę, w której zapisane są losy świata. No i się zaczyna. Pierwsze cztery pieczęcie złamane. Z każdą kolejną pojawia się koń: biały, barwy ognia, czarny, trupio blady – symbolizują wojnę, głód i śmierć. A pierwszy z nich to zapowiedź ostatecznego zwycięstwa Ewangelii. Piąta pieczęć przywołuje dusze męczenników. Złamanie szóstej pieczęci to obraz prawdziwej katastrofy: następuje trzęsienie ziemi, słońce staje się czarne (ten obraz powróci w wielu apokaliptycznych wizjach). Z kolei księżyc przybiera barwę krwi, gwiazdy zaś spadają na ziemię. A ludzie? Już wiedzą, co się dzieje, więc uciekają, gdzie pieprz rośnie. Kryją się, mimo iż wiedzą, że mają małe szanse na ratunek. Szczęście mają błogosławieni — sto czterdzieści cztery tysiące opieczętowanych Sług Bożych z poszczególnych pokoleń. Nie do końca wiadomo, czy to tylko męczennicy, ale najważniejsza informacja jest taka, że to oni tworzą Kościół Triumfujący. Białe szaty i palmy, które mają w rękach, symbolizują odkupienie we krwi Baranka. Oni są szczęśliwi i spokojni. Cała reszta już niekoniecznie. Otwarta zostaje siódma pieczęć i zaczyna się kolejna katastrofa. Najpierw panuje przerażająca cisza, po czym siedmiu aniołów podnosi do góry siedem trąb. Tak jak kolejne pieczęcie symbolizowały poszczególne klęski, tak tutaj trąby to znak kataklizmów rozumianych jako kara Boża. Mamy więc grad, ogień, potop, zatrucie wód, zaćmienie słońca i nadejście ciemności, atak szarańczy i wojnę. Siódma trąba to zapowiedź nadejścia Chrystusa i Sądu Ostatecznego. Tutaj na moment akcja Sądu Ostatecznego zostaje przerwana. Janowi na niebie ukazuje się „Niewiasta obleczona w słońce i księżyc pod jej stopami, z wieńcem z gwiazd dwunastu” (znasz to przedstawienie na sto procent, słyszałeś to nieraz). Okazuje się, że niewiasta jest w ciąży, a na jej dziecko czeka Smok, który chce je pożreć. Na szczęście po narodzinach dziecko zostaje uniesione do Boga i Jego tronu, a niewiasta zbiega na pustynię, aby tam żyć przez tysiąc dwieście siedemdziesiąt dni (konia z rzędem temu, kto połapie się w tych wszystkich liczbach). W niebie rozgrywa się walka między archaniołem Michałem i jego zastępami a Smokiem, który chce pożreć dziecko (ten obraz też bardzo często pojawia się w kulturze). Smok w końcu przegrywa i zostaje strącony w czeluści. Domyślasz się, że dziecię to Chrystus, a Smok to Szatan, który przegrywa walkę z Bogiem? Aby było jasne, Smok ma siedem głów, na nich siedem diademów i dziesięć rogów. Po przegranej bitwie Apostoł Jan widzi kolejną scenę, w której Smok przekazuje władzę Bestii. Ta również ma siedem głów i dziesięć rogów. Bestia atakuje ludzi, zdobywa nad nimi władzę. Pojawia się druga Bestia, na usługach tej pierwszej, jest to tak zwany Fałszywy Prorok, parodia Ducha Świętego, a jego imię to Sześćset Sześćdziesiąt Sześć. Aniołowie nawołują do nawrócenia. Pojawia się zapowiedź upadku Wielkiej Nierządnicy i Wielkiego Babilonu, symbolu wszystkich grzechów ludzkości. W końcu po wszystkich zapowiedziach pojawia się Chrystus na białym koniu, który pokonuje Bestię i Fałszywego Proroka, a następnie zrzuca ich do piekła gorejącego siarką. Po sądzie nad narodami pojawia się wizja Nowego Jeruzalem, czyli „nieba nowego i ziemi nowej”. Powracająca w kółko siódemka zmienia się w liczbę dwanaście. Mamy dwanaście bram do miasta, dwanaście fundamentów zdobionych dwunastoma kamieniami. To odesłanie do dwunastu pokoleń synów Izraela oraz dwunastu Apostołów. Na koniec pojawiają się drzewo i rzeka życia, które symbolizują ostateczne nadejście Jezusa Chrystusa. Wbrew pozorom na koniec nie jest tak źle. Trzeba tylko pamiętać, że wszyscy grzesznicy wylądowali w piekle. Biblia - Apokalipsa według świętego Jana: opracowaniem Biblia to źródło wielu rozmaitych motywów. Jednak Apokalipsa świętego Jana jest pod tym względem przypadkiem szczególnym. Nagromadzenie symboli, które pojawiają się na kartach tej księgi, jest po prostu niewiarygodne. Warto opanować choć część z nich. Przyda ci się to szczególnie do interpretacji utworów romantycznych (pamiętasz Mickiewiczowskie „czterdzieści i cztery”?), dzieł młodopolskich („Dies irae” Kasprowicza to przecież kolejna wizja Apokalipsy), a także utworów z końca dwudziestolecia międzywojennego i drugiej wojny światowej – dzieła Kasprowicza i Baczyńskiego czerpią z Janowych wizji pełnymi garściami. Najważniejsze motywy, których źródeł można szukać w Apokalipsie, to: motyw Sądu Ostatecznego, motyw Gniewu Bożego, motyw Boga Karzącego, Boga Sędziego, motyw Odkupiciela, motyw Babilonu, motyw upadku ludzkości, motyw Szatana i piekła, motyw walki dobra ze złem (to cała Apokalipsa właściwie, ale motyw walki Michała ze Smokiem szczególnie), motyw przepowiedni, motyw Baranka Paschalnego, motyw jeźdźców zagłady (pamiętasz konie symbolizujące wojnę, śmierć, głód? Tylko pierwszy sygnalizuje ostateczne zwycięstwo Chrystusa), motyw Nowego Jeruzalem, motyw Księgi, motyw proroka, motyw katastrofy, motyw zagłady. Trzeba pamiętać, że cała Apokalipsa jest sama w sobie motywem, bardzo często i chętnie eksploatowanym przez artystów i pobudzającym ich wyobraźnię. Aby opanować znaczenie wszystkich symboli albo choć samych liczb pojawiających się w Apokalipsie, trzeba by chyba objawienia, ale te najważniejsze możesz zapamiętać bez większego problemu. Przede wszystkim w Apokalipsie świętego Jana pojawiają się dwie kluczowe liczby: siedem i dwanaście. Siódemka to w wielu religiach liczba mistyczna, zapowiadająca pełnię, odkupienie, wieczność. W przypadku Apokalipsy pojawia się wielokrotnie jako zapowiedź paruzji, czyli ponownego przyjścia Chrystusa: siedem listów, siedem pieczęci, siedem ksiąg. Siódemka pojawia się także w odniesieniu do Szatana – smok i bestia mają siedem głów. To trochę skomplikowane, mowa tutaj o pełni zła, ale pamiętaj, że Szatan w biblijnej wizji jest niezbędnym elementem dokonania się Dzieła Bożego. Przede wszystkim powinieneś zapamiętać, że siedem to – boskość, świętość, doskonałość, Dwanaście to znak pełni, kompletności – liczba ta powinna ci się kojarzyć z dwunastoma Apostołami, Cztery to znak świata materialnego – na początku pojawiają się cztery Istoty, co może być trochę mylące, ale przede wszystkim pamiętaj o czterech Jeźdźcach Apokalipsy (wojna, głód, śmierć, ale i zapowiedź zwycięstwa Ewangelii), Sześć to niedoskonałość – zawsze przed pojawieniem się siódmego elementu następuje pauza, czy to przy pieczęciach, czy trąbach; ma ona zwrócić uwagę na fundamentalne znaczenie siódemki i jednocześnie podkreślić niekompletność szóstki, Sześćset Sześćdziesiąt Sześć – to symbol Szatana i wszechobecnego zła. Teraz czas na zwierzęta: koń – symbol czasu i żywiołów, smok – symbol Szatana, zła, zniszczenia, żądzy mordu, baranek – symbol odkupienia, znak Jezusa Chrystusa, w Apokalipsie Baranek Paschalny, a więc zabity. Ponadto: Miecz Boga – broń niosąca sprawiedliwość, karząca tych, którzy na to zasłużyli, Nowe Jeruzalem – Miasto Boże przeznaczone dla zbawionych podczas Sądu Ostatecznego; twierdza, w której błogosławieni zaznają wiecznego odpoczynku, Babilon – symbol grzechu, pychy, nieuzasadnionego bogactwa, obłudy, Pieczęcie – symbole wyroków Boga, Pustynia – czas odpoczynku albo czas próby. Apokalipsa świętego Jana to jedyna prorocza księga Biblii. To wizja zagłady totalnej. Stąd też tak często po topikę rodem z tej księgi sięgali twórcy piszący w czasie drugiej wojny światowej, ale nie tylko. Wcześniej wizję apokaliptyczną przywoływali romantycy, choćby Adam Mickiewicz w widzeniu księdza Piotra z trzeciej części „Dziadów”. Warto jednak pamiętać, że w romantyzmie koncentrowano się przede wszystkim na wizji Odkupiciela, Mesjasza i Nowego Jeruzalem, której był On gwarantem. Mroczniejsze obrazy zagłady pojawiają się w Młodej Polsce. Związane to było ze zmianą wieku przypadającą na ten okres. Tak zwany fin de siècle, czyli koniec wieku, był bardzo bogaty w topikę związaną z wizjami katastrofy, zagłady, końca świata. Najsłynniejszym polskim utworem w tym kontekście jest „Dies irae” czy „Dzień gniewu” Jana Kasprowicza. W wieku dwudziestym po motyw apokalipsy sięgali między innymi Zofia Nałkowska czy Kazimierz Moczarski (to w kontekście drugiej wojny światowej). Bardzo znany jest także utwór Czesława Miłosza „Piosenka o końcu świata”. Biblia - Apokalipsa według świętego Jana: dla ambitnych Apokalipsa świętego Jana powstała w drugim wieku naszej ery. Od tamtej pory nieustannie odwołują się do niej nie tylko ojcowie Kościoła, ale i artyści. Z pewnością słyszałeś o filmie „Czterej jeźdźcy Apokalipsy” na podstawie powieści Vicenta Blasco Ibáñeza, która wyrosła z refleksji nad pierwszą wojną światową. Ten czarno-biały film z Rudolphem Valentino był absolutnym hitem, który doskonale oddawał przekonanie artystów o niszczącej sile wojny. Z kolei siedem pieczęci to motyw innego słynnego filmu o takim właśnie tytule nakręconym przez Ingmara Bergmana. Najsłynniejszy film w tym kontekście to jednak „Czas Apokalipsy” Francisa Ford Coppoli. Wszystkie trzy są warte obejrzenia. W malarstwie do motywu apokalipsy nawiązywał między innymi Albrecht Dürer. Z pewnością słyszałeś o freskach Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej – jednym z ich tematów jest właśnie Sąd Ostateczny. Nawiązań nie brakuje także w muzyce – Mozart swoją ostatnią kompozycję zatytułował „Dies irae”.Paweł w swoim Drugim Liście do Tymoteusza, „nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości, i trzeźwego myślenia”. Oto siedem lęków, które mogą dopaść każdego człowieka i rozwiązania, jakie dostarcza nam Biblia w walce z nimi. Czytaj także: Kiedy mówisz: „Boję się”, Bóg ci mówi: „Nie lękaj się”. Co
Koniec świata już się zaczął i na naszych oczach wystartowała... Apokalipsa. Biblia mówi jasno, chociaż niewiele osób zwraca uwagę na ten zapis. Gdybyśmy byli bardziej uważni, wiele by nam to pomogło. No to teraz czas na złe wieści. Koniec świata wystartował... Od początku pandemii koronawirusa, która trwa już... DWA LATA, wszystkie znaki na niebie i ziemi dają nam do myślenia, że nasze chwile na tej planecie są już policzone. Niepokojący klimat potęguje tajemniczy zapis z Biblii i ostatnie, dziwne wydarzenia w Europie. Koniec świata już się rozpocząłCzęsto słyszymy teraz o nienaturalnych zjawiskach, czy to pogodowych, czy metafizycznych. Jak się okazuje, takie właśnie rzeczy będą poprzedzać nadejście Sądu Ostatecznego, którego nikt z nas nie uniknie. Być może Omikron to wcale nie najgorsze, co nas spotkało... Choć marna to temu Paryżanie obserwowali na niebie nienaturalny, pomarańczowy kolor i niektórzy skarżyli się na czucie zapachu siarki. Niestety, wydarzenia takie są niesamowicie podobne do tego, co opisał św. Jan w Apokalipsie. Czyżby Paryż stał się miejscem, w którym koniec świata przybrał najbardziej realny kształt? I tak ujrzałem w widzeniu konie i tych, co na nich siedzieli, mających pancerze barwy ognia, hiacyntu i siarki. A głowy koni jak głowy lwów, a z pysków ich wychodzi ogień, dym i siarka. Od tych trzech plag została zabita trzecia część ludzi, od ognia, dymu i siarki, wychodzących z ich pysków. Moc bowiem koni jest w ich pyskach i w ich ogonach, bo ich ogony – podobne do węży - głosi zapis. Kolejny fragment bezpośrednio można powiązać z dziwnym wydarzeniem w Paryżu. Wyszli oni na powierzchnię ziemi i otoczyli obóz świętych i miasto umiłowane; a zstąpił ogień od Boga z nieba i pochłonął ich. A diabła, który ich zwodzi, wrzucono do jeziora ognia i siarki, tam gdzie są Bestia i Fałszywy Prorok. I będą cierpieć katusze we dnie i w nocy na wieki wieków - czytamy w nigdy nie zwiastuje niczego dobrego...
Odkryj, co Biblia ma do powiedzenia na temat mocnego kończenia zawodów. Zdobądź spostrzeżenia i wskazówki dotyczące wytrwałości, pokonywania wyzwań i osiągania sukcesu we wszystkich obszarach życia dzięki mądrości i naukom Pisma Świętego. Odkryj klucze do utrzymania motywacji i skupienia do końca.
Mroczna przepowiednia ojca Pio o III wojnie światowej. Czy właśnie zaczyna się spałniać? Pio z Pietrelciny, znany jako Święty Ojciec Pio, urodził się 25 maja 1887 w Pietrelcinie. Jako 15-latek wstąpił do zakonu kapucynów i został Pio jest przede wszystkim znany ze swoich stygmatów, których doświadczał przez 50 lat. Przypisuje mu się również wiele cudów, liczne uzdrowienia, lewitacje, a nawet bilokacje (możliwość jednoczesnego przebywania w dwóch różnych miejscach).Przepowiednie ojca PioWłoski zakonnik miał też zdolność przepowiadania przyszłości, a większość jego przepowiedni mrozi krew w żyłach. Święty jak spore grono jasnowidzących był zdania, że świat nawiedzi III wojna światową, która stanie się przyczyną zagłady ludzkości i końca znanego nam świata. 15 stycznia 1957 roku słynny zakonnik doznał objawienia, w którym Jezus Chrystus przekazał mu, co czeka ludzkość w najbliższym czasie: Ziemia będzie drżeć wskutek niezwykle silnych wstrząsów. Pioruny i błyskawice z ognistych chmur będą zapalać i obracać w pył wszystko, co było związane z grzechem i było nim zniewolone lub przezeń zagrożone. Wszystko to zostanie zniszczone. Powietrze będzie przesycone gryzącymi gazami. Duszące opary oraz uderzenia trąb powietrznych zaczną niszczyć wszystko. Najwspanialsze budowle legną w gruzach. Zgodnie z przepowiednią, zbrojny konflikt miałby wybuchnąć nocą na południu Europy. Koniec świata nastąpi w mroźną, zimową noc, kiedy to błyskawice z ognistych chmur będą wszystko podpalać i obracać w III wojny światowejWłoski kapucyn wieszczył wybuch ostatecznego konfliktu o globalnym zasięgu, który będzie gorszy od I i II wojny światowej. W jedną noc zginie więcej ludzi niż w latach 1914-1918 i 1939-1945. Całej ludzkości grozi niebezpieczeństwo. Niebo czekało długo i ostrzegało, ale ludzie się tym nie przejmują. Gdy będzie za późno, wyłoni się duży głaz z nocnej mgły. Nocą nagle, bez wypowiedzenia, rozpocznie się wojna. Z południa przylecą czarne i szare ptaki z taką potęgą, że zmienią widok nieba i ziemi. Czołgi będą miażdżyć domy z ludźmi, z których zwisać będą martwe, zwęglone twarze. - twierdził Pio: Przepowiednia dotyczącą PolskiWedług słów Ojca Pio czas ostateczny będzie trwał trzy dni. Z chmur powstaną orkany ognistych strumieni padających na całą ziemię. Niepogody, burze, pioruny, powodzie, trzęsienia ziemi będą jedne po drugich następować w różnych krajach. Nieustannie będzie padać deszcz ognisty. (...) Kto spojrzy w kierunku zniszczeń wojennych, umrze, bo jego serce nie wytrzyma tak straszliwych widoków. Jednak jak twierdził Ojciec Pio nie wszystkie miejsca na Ziemi będą zniszczone w równym stopniu a "wszystkie złe sygnały przesyłane dziś na ziemię ze świata nadprzyrodzonego nie dotyczą Polski". Prócz naszego kraju będą inne obszary względnego spokoju, gdzie będzie można się schronić. Oszczędzony zostanie także Wiedeń, Augsburg, Reisten i kraje na południe od wizji słynnego stygmatyka wynika, że Szatan nie będzie w stanie ostatecznie zatriumfować na Ziemi a "Aniołowie, którzy przybędą z Nieba, osłonią Ziemię duchem pokoju".Zobacz również: Straszna przepowiednia Jeane Dixon. Co nas czeka w 2020 roku?ZACHOWUJ CZUJNOŚĆ! Kto uratuje cywilów? Co o tym mówi Biblia? W raporcie Organizacji Narodów Zjednoczonych podano: Od 7 do 23 października 2023 roku z powodu konfliktu w Strefie Gazy zginęło ponad 6400 osób, a 15 200 zostało rannych, z czego większość stanowili cywile. Ponadto setki tysięcy ludzi musiały opuścić swoje domy.
W Biblii trudno znaleźć jasną naukę o tym, czym jest niebo, czym piekło, a czym czyściec, o którym Pismo Święte nie mówi wprost w żadnej księdze. Dotyczy to zarówno Starego, jak i Nowego Testamentu. Myślenie na temat śmierci i życia wiecznego w ciągu setek lat, jakie dzielą najstarsze i najmłodsze księgi, ulegało na kartach Biblii zmianom wraz czasem, mierzonym w setkach lat. Myliłby się również ten, kto żywiłby przekonanie, że Jezus zna godzinę końca świata. On sam powiedział: „O owym dniu lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie, ani Syn, tylko Ojciec”. Od razu trzeba dodać, że Chrystus przestrzega: „Uważajcie, czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy ten czas nadejdzie”.Większość teologów chrześcijańskich w ciągu stuleci odrzucała pogląd o możliwości powszechnego zbawienia. Od czasów św. Augustyna, czyli przełomu IV i V w., główny nurt tradycji chrześcijańskiej opowiadał się za doktryną wiecznego piekła dla grzeszników niepojednanych z Bogiem. Od kilkudziesięciu lat pojawił się nowy nurt - teologia powszechnego zbawienia. Jednym z jego czołowych przedstawicieli jest polski teolog, ks. prof. Wacław Hryniewicz. W uproszczeniu można powiedzieć, że twierdzą oni, iż piekło po Sądzie Ostatecznym będzie puste. Dobrze, gdyby tak było, lecz pewności nie ma. Wierzący nie znają też odpowiedzi na pytanie o to, jak długo trzeba będzie czekać na Sąd Ostateczny, ponieważ Bóg posługuje się innymi kategoriami przestrzenno-czasowymi niż ludzie. Nie ma chyba człowieka, który nie zastanawiałby się nad tym, co będzie z nim, gdy ustanie praca jego mózgu, serca. Nie ma religii, w której nieobecna byłaby wiara w życie po śmierci. -W każdej z nich jedną z najważniejszych kwestii jest eschatologia, czyli nauka o życiu po śmierci - podkreśla ks. prof. Krzysztof Kościelniak, znawca religii z UJ oraz Uniwersytetu Jana Pawła II w Krakowie. Choć w czasie pogrzebu słyszymy, że zmarły jest teraz szczęśliwy, to trudno pozbyć się bólu myślenia o własnym losie po śmierci. Ona sama w sobie jest zagadką, a zarazem tajemniczym, ostatnim wrogiem, którego - jak pisze św. Paweł - zniszczy Chrystus, by przekazać rządy Bogu Ojcu. Biblia zresztą od samego początku nie pozostawia wątpliwości co do potężnej mocy śmierci. Nie jest jednak tak, że znajdziemy w niej łatwe odpowiedzi na nurtujące pytania o życie po śmierci, o przeznaczenie człowieka. Mętlik może powstać w głowie każdego, kto prześledzi sprawę śmierci i przeznaczenia człowieka zwłaszcza w Starym Testamencie. - Judaizm przeszedł ogromną ewolucję. Od niekonkretnych wyobrażeń o życiu pośmiertnym w Szeolu, gdzie dusze miały się błąkać niczym po Polach Elizejskich, doszedł w średniowieczu do teorii o niebie i piekle oraz stopniach wiodących do obu tych miejsc - w wielkim skrócie rzecz ujmuje ks. prof. Kościelniak. Zwraca uwagę, że wyobrażenie o niebie i piekle w judaizmie jest dziś dość podobne do tego, jakie mają chrześcijanie: - Ortodoksyjni żydzi wierzą, że nagrodą za dobre uczynki będzie spotkanie z Bogiem, natomiast piekło będzie miejscem, gdzie trafią wszyscy, którzy na raj nie zasłużyli. Najstarsi Hebrajczycy Zdaniem znawców, nie wdawali się w dociekania na temat tego, co dzieje się, kiedy człowiek umiera. Akt stworzenia pojmowali jako Boży gest wzięcia gliny, uformowania jej i ożywienia przez tchnienie życia w nozdrza. Na moment śmierci patrzyli jako na dosłowne wyzionięcie ducha pojmowanego jako oddech. Życie przez tysiąclecia było dla protoplastów Jezusa czymś, co miało ściśle określony czas. Człowiek dla dawnych Żydów był jednością ciała i duszy. Po śmierci przechodził do krainy umarłych, zwanej Szeolem. W niej nie tracił swoich cech fizycznych ani też materialnej własności. W Księdze Samuela czytamy np., że Saul poznał Samuela w Szeolu po prorockim płaszczu. Księga Izajasza informuje, że władcy po śmierci zachowywali tron i królewskie i historycy stoją przed zagadką wpływu sąsiadów Izraela na poglądy Hebrajczyków na kwestie śmierci i przeznaczenia człowieka. Problem polega na tym, że zanim około 500 r. Żydzi uznali święte teksty za objawione przez Boga, przybrały więc one postać kanoniczną na ponad 3000 lat. Hebrajczycy zapewne podzielali część przekonań sąsiednich narodów, np. Asyryjczyków czy Akadyjczyków, na życie i śmierć Brueggemann, jeden z najbardziej cenionych badaczy Starego Testamentu, twierdzi, że starożytne ludy wschodnie, w tym Izraelczycy, nie bali się w „jakiś szczególny sposób śmierci”. Przy tym, afirmowali życie. Kohelet mówi przecież: „Wszyscy żyjący mogą mieć nadzieję, bo lepszy jest żywy pies niż lew nieżywy”. Hebrajczycy życie uważali za dar Boży, którym wolno się cieszyć. Jeszcze raz przytoczmy Koheleta: „Używaj życia z niewiastą, którąś ukochał, po wszystkie dni marnego twego życia”. Mędrzec radzi używać życia, bo „nie ma żadnej czynności, poznania, mądrości w Szeolu, do którego zdążasz”. Dla starożytnych Izraelitów sensem życia było pogodzenie się z nim oraz ze śmiercią. Na tej drodze musieli też przyjąć wolę Boga. Genialnie ujmuje to modlitwa Hioba: „Nagi wyszedłem z łona matki i nago tam wrócę. Dał Pan i Pan wziął. Niech imię Pana będzie błogosławione”.Szczęśliwa i haniebnaDla dawnych Hebrajczyków śmierć była czymś normalnym, co należało przyjąć. Rozróżniali jednak śmierć szczęśliwą, która następowała po przeżyciu wielu lat. I tak np. Bóg zapowiedział Abrahamowi: „Odejdziesz do twych przodków w pokoju, w późnej starości zejdziesz do grobu”. I Abraham przeżył 175 lat. W Księdze Hioba padają słowa: „W sędziwym wieku zejdziesz do grobu, jak snopy zebrane we właściwym czasie”. Okrutna i haniebna śmierć przychodziła do tego, kto umarł młodo, tragicznie, z dala od swojego kraju, od rodziny, a także, co ważne, bez pozostawienia spadkobiercy. Córka Jeftego, starotestamentowego sędziego i dowódcy, umierając (została zabita przez ojca, a tę opowieść biblijną można porównać do poświęcenia Izaaka przez Abrahama) opłakiwała przed śmiercią swoje dziewictwo, ponieważ celem kobiety było małżeństwo i rodzenie dzieci. Starożytni Hebrajczycy byli przekonani, że kobieta, która umarła w dziewictwie, okrywała niesławą nie tylko siebie, lecz i swoją rodzinę. Hańbą okryci byli również ci, którzy umarli bez spadkobiercy. Pamiętna jest obawa Abrahama przed śmiercią: „Panie, mój Boże, na cóż mi ona, skoro zbliżam się do kresu mojego żywota, nie mając potomka, a nie dałeś mi go”. Izraelita wierzył, że może zachować nieśmiertelność, ale nie osobiście, lecz za sprawą potomstwa. Jednak dla Żydów śmierć nie była końcem wszystkiego. Wierzyli, od najdawniejszych czasów, że po niej coś trafiali do Szeolu, miejsca wyobrażanego jako wielki ciemny dół, ponury, straszny. Takim był także dlatego, że umarli nie mogli oddawać chwały Bogu. Nie zawsze jednak Szeol, nazywany również grobem, więzieniem, kojarzył się jako miejsce złe, beznadziejne. Umęczony Hiob pragnął spokoju, jaką daje śmierć: „Teraz bym spał, wypoczywał, odetchnąłbym w śnie pogrążony”. Umarli bowiem, jak uczył Kohelet, nie czuli, nie pamiętali. Nie mogli zmienić biegu dziejów, mieli niewielki wpływ na stosunek do śmierci i przeznaczenia człowieka ulegał w Izraelu stopniowej zmianie. Wpływ na to miała historia. Bolesna. Żydzi, począwszy od schyłku VI stulecia znaleźli się w niewoli, najpierw babilońskiej, potem greckiej, a następnie rzymskiej. Wpływ miało też przekonanie, że nie zawsze w życiu doczesnym sprawiedliwego spotyka nagroda, długiego życia. Do głosu zaczęła dochodzić idea odpłaty za czyny w życiu ziemskim. Już w Księdze Powtórzonego Prawa (VII-VI w. czytamy: „Ojcowie nie poniosą śmierci za winy synów ani synowie za winy swoich ojców. Każdy umrze za swój własny grzech”.Zmartwychwstanie Między 500 a 200 r. rozwijać się zaczęła w Izraelu inna koncepcja - zmartwychwstania sprawiedliwych. Sama idea na starożytnym Wschodzie była znana niemal wszędzie, choć wierzono głównie w zmartwychwstanie swoich bogów, np. Ozyrysa (Egipcjanie), Tammuza (Babilończycy) czy Adonisa (Grecy). Izraelczycy ograniczali się najpierw do ludzi, którzy pozostawali w przymierzu z Bogiem. Już w Księdze Rodzaju znajduje się zagadkowy tekst o Henochu: „Żył Henoch w przyjaźni z Bogiem, a następnie znikł, bo zabrał go Bóg”. Podobny los spotkał Księdze Daniela (z II w. mamy nową koncepcję zmartwychwstania. Rozszerza ona grono tych, którzy powstaną z „prochu ziemi”. Mądrzy będą „świecić jak blask sklepienia”. Inni, źli, powstaną z grobów, ale ku hańbie, zapomnieniu, bo pamięć o nich budzić będzie odrazę. Nie wszyscy jednak Żydzi przyjęli naukę o zmartwychwstaniu umarłych. Saduceusze, jedno z wielkich odgałęzień w początkach ery chrześcijańskiej, odrzucili je, podobnie jak wiarę w anioły i duchy. Ich przeciwieństwem byli faryzeusze. Esseńczycy, ascetyczna wspólnota, do której należał Jana Chrzciciel, a być może i Jezus, wierzyli w zmartwychwstanie umarłych. Nie miało być to jednak zmartwychwstanie ciała, bo je uważali za zepsute, ale TestamentW jego czasy wkraczamy w sytuacji kilku równocześnie podtrzymywanych wyobrażeń na temat życia po śmierci. Powszechne jest przekonanie, że Ewangelie zawierają nową naukę na temat śmierci i przeznaczenia człowieka. Tak nie jest. Wiara w nieśmiertelność znana była od tysiącleci. Podobnie jak nauka o nagrodzie i karze za życie na ziemi. Nowy Testament głosi przede wszystkim zmartwychwstanie Jezusa. Pierwsi chrześcijanie nie boją się śmierci. Wierzą, że jej moc została złamana po wskrzeszeniu Chrystusa. W Ewangeliach na próżno szukać tekstów na piedestał wynoszących życie doczesne. Paweł pisał: „Nikt z nas nie żyje dla siebie; jeżeli żyjemy, żyjemy dla Pana, jeśli umieramy, umieramy dla Pana. W życiu i śmierci należymy do Pana”. Chrześcijanie nie powinni zapominać o tym, że pierwszym autorem Nowego Testamentu był św. Paweł. Według Pawła rzeczywistość śmierci to sprawa znacznie ważniejsza niż prosty problem biologiczny. Przekonuje, że objęła człowieka oraz inne żywe istoty przez grzech popełniony w raju. Ale św. Paweł głosi też, że śmierć jest powodem do radości. Wskazuje na zmartwychwstanie Jezusa. Zmartwychwstanie ludzi widzi jako coś większego niż opuszczenie grobu. Śmierć jest dla Pawła rodzajem kolejnego „etapu”, w drodze do „mety”. Paweł w I Liście do Koryntian wyjaśnia, jak zmartwychwstają umarli, w jakim ciele się ukazują. To fragment, który zapewne znają chrześcijanie, więc tylko przypomnijmy, że Paweł porównuje zmartwychwstanie do cyklu życia w przyrodzie: „Co zasiejesz, nie ożyje, jeśli wprzód nie obumrze. Podobnie ma się ze zmartwychwstaniem. Zasiewa się zniszczalne, powstaje niezniszczalne...”. Ewangelie natomiast nie wdają się w spekulacje na temat natury życia po śmierci. Ta nie stała się w nich przedmiotem szczególnego zainteresowania, ponieważ utraciła swoje absolutne znaczenie. Mateusz w usta Jezusa wkłada słowa: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało. Duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle”. W Ewangelii św. Jana, ostatniej, pod względem czasu powstania w Nowym Testamencie, jakość życia człowieka na ziemi jest o wiele istotniejsza niż kwestia zmartwychwstania w nieznanym momencie po śmierci biologicznej. Nie dotyczy to jedynie pozostających „w Chrystusie”. Dla nich życie wieczne zaczyna się zaraz po śmierci. Ewangelista Jan stawia sprawę jasno: „Kto wierzy w Syna, ma życie wieczne. Kto nie wierzy Synowi, nie ujrzy życia. Grozi mu gniew Boży”. Ale też Jan napisał słowa, które tchną wielką nadzieją: „W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział”. Jeżeli uznać, że autorem Apokalipsy jest ten sam człowiek, co Ewangelii wg św. Jana, to w Księdze Objawienia pisze on znacznie szerzej o sprawach ostatecznych. Wynika to z faktu, że kiedy powstawała ta księga, pod koniec I stulecia, chrześcijanie byli prześladowani. Jan zachęcał do poświęceń, ucząc, że prześladowani powstaną z martwych i będą cieszyć się życiem wiecznym wraz z Chrystusem. KsiążkiWacław Hryniewicz, OMI „Teraz trwa nadzieja”. Od dziesiątków lat powtarzana jest teza, że choć chrześcijaństwo w Polsce ma ponad tysiąc lat, Polska uchodzi za kraj katolicki, to nie „dorobiliśmy się” choćby jednego teologa na światowym poziomie. To nieprawda. Jeden taki jest. To oczywiście ks. prof. Hryniewicz, oblat Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, głosiciel nadziei powszechnego zbawienia. Jego książki to perły. Krzysztof Kościelniak „Chrześcijaństwo w spotkaniu z religiami świata”. W tej książce w sposób zwięzły i przejrzysty można poznać wyobrażenia o życiu po śmierci w najważniejszych religiach świata, w chrześcijaństwie, hinduizmie, buddyzmie, konfucjanizmie, sintoizmie, judaizmie czy islamie. Ks. prof. Kościelniak jest dyrektorem Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu w UJ. W swoim dorobku ma arcyciekawe książki, „Złe duchy w Biblii i Koranie” czy „Zło osobowe w Biblii”.Wydawnictwo „M”.Joseph Ratzinger „Śmierć i życie wieczne”.Zapewne autor jest niemal wszystkim znany, więc ewentualnej garstce tych, którzy zapomnieli, przypomnijmy, że to Benedykt XVI. Ratzinger, zanim został przewodniczącym Kongregacji Nauki Wiary, potem papieżem, wykładał teologię. Praca nad tą stosunkowo niewielką książką zajęła mu 20 lat. Nie jest ona łatwa w lekturze, ponieważ w zamyśle miała też pełnić rolę podręcznika. W efekcie stała się czymś znacznie większym. Zdaniem znawców, to jedna z najważ-niejszych prac w dorobku świetnego teologa, jakim jest Joseph Ratzinger. PAX. Tomasz M. Dąbek „Życie po śmierci. I co dalej...”.Benedyktyn z Tyńca jest niezwykle sumiennym, rzetelnym naukowcem. Kto więc chce się dowiedzieć, kto i co mówił na temat życia po śmierci w Biblii, może to sprawdzić w jego książce. Petrus.Biblia przedstawia Henocha i Eliasza jako jedyne osoby, które Bóg zabrał do nieba zanim umarły. 1 Księga Mojżeszowa 5,24 mówi nam, że "Henoch chodził z Bogiem, a potem nie było go, gdyż zabrał go Bóg." 2 Księga Królewska 2,11 mówi nam " oto rydwan ognisty i konie ogniste oddzieliły ich od siebie i Eliasz wśród burzyWtorek, 5 kwietnia (18:06) W poniedziałek na Twitterze pojawił się wpis papieża Franciszka o wojnie w Ukrainie. Papież stwierdził w nim, że „wszyscy jesteśmy jej winni”. Post wywołał dużą dyskusję i krytykę papieża. Wpis pojawił się na koncie twitterowym Franciszka w poniedziałek. "Trzeba płakać na grobach. Nie zależy nam już na młodych? Napawa mnie bólem, to co dziś się dzieje. Nie uczymy się. Niech Pan zmiłuje się nad nami, nad każdym z nas. Wszyscy jesteśmy winni!" - napisał Franciszek. Wpisy papieża na Twitterze nie są osobiście redagowane przez papieża, ale przez watykańskie biuro prasowe. Wpisy nie są też tworzone tylko na potrzeby mediów społecznościowych, ale są cytatami z wystąpień papieża, jego encyklik i spontanicznych wypowiedzi. W tym przypadku tweet był skrótem cytatu wypowiedzi Franciszka z konferencji prasowej, która odbyła się w niedzielę wieczorem, kiedy papież wracał z pielgrzymki na Malcie. Został zapytany przez dziennikarzy obecnych w samolocie o wojnę w Ukrainie i kontakty z Władimirem Putinem. Każda wojna rodzi się z niesprawiedliwości, zawsze. Ponieważ istnieje schemat wojny. Nie ma wzorca pokoju. Na przykład inwestowanie w zakup broni. Mówią: ale my potrzebujemy jej do obrony. Taki jest schemat wojny. Kiedy zakończyła się II wojna światowa, wszyscy odetchnęli "nigdy więcej wojny" i zapanował pokój. Fala pracy na rzecz pokoju rozpoczęła się również od dobrej woli, by po Hiroszimie i Nagasaki nie przekazywać broni, wówczas atomowej, w zamian za pokój. To była wielka dobra wola - zaczął swoją refleksję Franciszek. Dalej papież mówił o tym, że jako ludzie jesteśmy "zakochani w wojnach". Siedemdziesiąt lat później zapomnieliśmy o tym wszystkim. W ten sposób narzuca się schemat wojny. Jakże wiele nadziei wiązano wówczas z działalnością Organizacji Narodów Zjednoczonych. Ale znów się narzucił schemat wojny. Nie potrafimy wyobrazić sobie innego wzorca, nie jesteśmy już przyzwyczajeni do myślenia o wzorcu pokoju. Byli wielcy ludzie, jak Ghandi i inni, których wymieniam na końcu encykliki "Fratelli tutti", którzy postawili na program pokoju. Ale jako ludzkość jesteśmy uparci. Jesteśmy zakochani w wojnach, w duchu Kaina. Nie przypadkiem na początku Biblii pojawia się ten problem: "kainistyczny" duch zabijania zamiast ducha pokoju - dodał. Franciszek na końcu swojej refleksji wspomniał też o swoich wizytach na cmentarzach wojennych, gdzie pochowani są żołnierze. Przywoła Redipuglię, gdzie pochowanych jest 100 tysięcy włoskich żołnierzy, którzy zginęli w I wojnie światowej i Anzio, gdzie w czasie kampanii włoskiej w II wojnie światowej zginęło 12 tysięcy wojskowych. Powiem wam coś osobistego, kiedy byłem w Redipuglia w 2014 r. i zobaczyłem imiona chłopców, rozpłakałem się. Naprawdę płakałem z rozgoryczenia. Rok lub dwa lata później, w Dzień Zaduszny, udałem się na obchody do Anzio i zobaczyłem nazwiska chłopców, którzy tam polegli. Wszyscy młodzi mężczyźni, a ja też tam płakałem. Naprawdę tak było. Trzeba płakać na grobach. Szanuję to, ponieważ mamy tu do czynienia z problemem politycznym. Kiedy obchodzono rocznicę lądowania w Normandii, szefowie rządów zebrali się, aby ją upamiętnić. Ale nie pamiętam, żeby ktoś mówił o 30 tysiącach młodych ludzi pozostawionych na plażach. Młodość się nie liczy. To daje mi do myślenia. Jestem zasmucony. Nie uczymy się. Niech Pan zmiłuje się nad nami, nad każdym z nas. Wszyscy jesteśmy winni - zakończył swoją refleksję Franciszek.
Pikantne fragmenty Pisma Świętego, czyli co naprawdę Biblia mówi o miłości cielesnej, cudzołóstwie i rozwodach. Poemat opowiada o młodych kochankach płonących z pożądania, o ich zmysłowym uniesieniu. Mężczyzna z czułością rozwodzi się o oczach i włosach ukochanej, o jej zębach, wargach, skroni, szyi i piersiach, aż dochodzi do „góry mirry”. „Cała piękna jesteś, przyjaciółko moja, i nie ma w tobie skazy”. Dziewczyna też go pożąda. „Ukochany mój przez otwór włożył rękę swą, a serce me zadrżało z jego powodu”. Co Biblia mówi o seksie... Źródło: Newsweek_redakcja_zrodloBiblia jest potężnym źródłem mądrości i wskazówek dla chrześcijan, dostarcza wskazówek we wszystkim, od wiary i moralności po dobrostan osobisty i troskę o siebie. Jako wierzący jesteśmy wezwani do oddawania czci Bogu naszymi ciałami, co obejmuje dbanie o siebie poprzez regularne ćwiczenia. Chociaż wielu z nas rozumie fizyczne
Jednym z głównych tematów Biblii jest miłość Boga do wszystkich ludzi, w tym do niewierzących. Biblia naucza, że Bóg nie chce, aby ktokolwiek zginął, ale aby wszyscy przyszli do pokuty (2 Piotra 3:9). Oto kilka wersetów, które ukazują miłość Boga do niewierzących: Jana 3:16 – „Albowiem tak Bóg umiłował świat, że SynaWspółczesna doktryna katolicka na temat wojny różni się od teorii „wojny sprawiedliwej”, która obowiązywała aż do Soboru Watykańskiego II. Dzisiaj trudno wyruszyć na wojnę „z błogosławieństwem” Kościoła. Obecnie „wojnę sprawiedliwą” zastąpił termin „prawo do obrony”. Sobór Watykański II nie zakwestionował samego prawa do prowadzenia wojny. Wojny — co zostało dostrzeżone w Konstytucji o Kościele w świecie współczesnym — nie udało się w świecie wykorzenić. Odrzucenie i bezwzględne potępienie wojny obronnej mogłoby być równoznaczne z otwarciem drogi do bezkarnego działania cynicznej, wyzbytej z wszelkiego poczucia odpowiedzialności agresji w stosunkach międzynarodowych. Potępienie wojny totalnej Sobór zdecydowane jednak odrzucił i ostro potępił wojnę totalną. Uznał za zbrodnię wszelkie działania wojenne, które dążą do zniszczenia całych miast lub większych terytoriów wraz z ich mieszkańcami. Nie odrzucił tym samym każdej wojny. Potępienie wszelkiej wojny oznaczałoby skazanie społeczeństw na łaskę wrogów. Możliwe jest — z punktu widzenia Kościoła — prowadzenie takiej polityki, która odstraszałby potencjalnych agresorów. Chodzi o posiadanie tej samej broni oraz gotowość użycia jej przeciwko obiektom militarnym w obronie własnej. Problem obrony indywidualnej Przeciwnicy wojny często wskazują na Ewangelię. Chrystus z pewnością głosił wyrzeczenie się przemocy. Jego słowa trzeba jednak umieścić w szerokim kontekście ewangelicznego nauczania. Musimy zatem stwierdzić, że nie ma przekonujących dowodów, jakoby Jezus zobowiązał chrześcijan do wyrzeczenia się prawa do słusznej obrony. Jeśli mamy do czynienia z agresją zbrodniarza, można w duchu miłości zrezygnować z obrony samego siebie. Ale jeśli zagrożone są dzieci, kobiety, starcy, to trudno się wstrzymać od użycia siły, bez której nie da się zapobiec niebezpieczeństwu. W ten właśnie sposób Kościół potwierdził godziwość słusznej obrony. Bardzo ważna w doktrynie katolickiej jest też współodpowiedzialność narodów za poszanowanie praw człowieka. Jest to nauka Soboru, a więc oficjalny głos Kościoła. Nie jest to jednak słowo ostatnie. Myśl teologów ulega pewnej ewolucji. Komentując ogłoszoną na Soborze naukę, starają się ją dostosować do nowych zjawisk. Warunki „uprawnionej obrony” Katechizm Kościoła Katolickiego rozpatruje problem uprawnionej obrony z użyciem siły militarnej, w rozdziale poświęconym piątemu przykazaniu: Nie zabijaj! (punkty od 2307 do 2317). Z teorii „wojny sprawiedliwej” po Soborze Watykańskim II, w nauczaniu Kościoła wymienia się cztery warunki „uprawnionej obrony z użyciem siły militarnej”. Uzasadniając słuszność obrony, Katechizm cytuje wypowiedzi św. Tomasza z Akwinu, który mówi o jej dwóch skutkach. Uprawniona obrona osób i społeczności nie sprzeciwia się zakazowi zabijania niewinnego człowieka, czyli dobrowolnego zabójstwa. „Z samoobrony może wyniknąć dwojaki skutek: zachowanie własnego życia oraz zabójstwo napastnika. Pierwszy zamierzony, a drugi niezamierzony”. Mimo wszystkich zastrzeżeń, jakie przypisuje wojnie, jednak jej nie wyklucza. Katechizm wymienia cztery warunki, które muszą zachodzić jednocześnie, aby można było mówić o „uprawnionej obronie z użyciem siły militarnej”. Są one identyczne z tym, co znajdujemy w dawnej teorii „wojny sprawiedliwej”: jeśli szkoda wyrządzana przez napastnika narodowi lub wspólnocie narodów była długotrwała, poważna i niezaprzeczalna; jeśli wszystkie pozostałe środki zmierzające do położenia jej kresu okazały się nierealne lub nieskuteczne; jeśli były uzasadnione warunki powodzenia; jeśli użycie broni nie pociągnęło za sobą jeszcze poważniejszego zła i zamętu niż zło, które należy usunąć. W ocenie tego warunku należy uwzględnić potęgę współczesnych środków niszczenia. Wydawać by się mogło, że w XXI wieku widmo wojny totalnej zostało oddalone, ale plagę w dzisiejszym świecie stanowią regionalne konflikty zbrojne — etniczne czy religijne. Jan Paweł II w orędziu na Światowy Dzień Pokoju 1 stycznia 2000 r. nakreślił nowe warunki, w których możliwa byłaby „ingerencja humanitarna”. Kiedy powstaje niebezpieczeństwo, że ludność cywilna padnie ofiarą niesprawiedliwego napastnika oraz kiedy spełzną na niczym próby działania politycznego i obrony bez użycia przemocy, uprawnione jest, a nawet konieczne, podjęcie konkretnych kroków w celu rozbrojenia agresora. Tego typu działania winny jednak być: ograniczone w czasie mieć ściśle określone cele należy je prowadzić z pełnym poszanowaniem prawa międzynarodowego pod nadzorem uznanego organu władzy o charakterze ponadnarodowym w żadnym zaś wypadku nie kierować się wyłącznie logiką militarną. Te warunki nakreślone przez Papieża są jakby uzupełnieniem katolickiej doktryny o „uprawnionej obronie z użyciem siły militarnej”. Konflikt w Ziemi Świętej przerodził się w otwartą wojnę. O jej wywołanie obwiniają się obie zwaśnione strony. Ale zarówno Palestyńczycy, jak i Izraelczycy stali się ofiarami wyniszczającej przemocy i nienawiści. Kto ma rację? Czy działania podejmowane przez armię izraelską są odpowiednie do zagrożenia ze strony zamachowców? Czy można usprawiedliwić ataki na ludność cywilną? Przypominamy, co o wojnie i prawie do obrony z zastosowaniem siły militarnej mówi Kościół. opr. mg/mg Jako chrześcijanie ważne jest, aby uważać na nasze słowa i postawy, ponieważ mają one moc wpływania na nasze relacje, nasze samopoczucie i naszą relację z Bogiem. W tym poście na blogu zbadamy, co Biblia mówi o narzekaniu i dowiemy się, jak zamiast tego możemy pielęgnować ducha wdzięczności i zadowolenia. O Ewangelii na „zgniłym Zachodzie” i podzielonym Berlinie mówi salezjanin, ks. Przemysław Kawecki. Marcin Jakimowicz: Da się głosić Ewangelię w sytym, „wszystkomającym” społeczeństwie? Ks. Przemysław Kawecki: Da się. Wbrew temu, co się mówi o zepsutym Zachodzie i samych Niemczech. Salezjanie pracują w Polskiej Misji Katolickiej. Szacuje się, że Polaków jest w Berlinie sto tysięcy, z czego 34 tysiące to nasi parafianie. Nasi wierni nie są ludźmi przychodzącymi z tradycji. To potężne, tętniące życiem miasto naprawdę oferuje ci mnóstwo sposobów spędzania wolnego czasu, a sąsiad w niedzielę nie sprawdzi, czy byłeś w kościele. Ludzie jadą czasami nawet godzinę, by uczestniczyć we Mszy w języku polskim. Wielokrotnie od rekolekcjonistów czy gości słyszałem słowa, które bardzo mnie dotykały: „To parafia, która słucha”. Jeśli chodzi o status materialny, to nasza Polonia jest bardzo różnorodna. Najwięcej żyje na poziomie „średniej krajowej”. Narzekają? Wielu z nas ma to chyba we krwi! (śmiech) Wychowałem się w Polsce, gdzie według mnie naprawdę nie mamy powodów do narzekań, a wielu robi to od rana do wieczora. Mam wrażenie, że przeciętna polska rodzina mogłaby spokojnie nakarmić pół afrykańskiej wioski… Właśnie przechodzimy taki test i okazuje się, że ludzie w czasach inflacji są w stanie przyjąć 3 miliony Ukraińców. O tym właśnie mówię! Mamy otwarte serca. Powiem ci jednak szczerze, że podobne zachowania widać u Niemców. Wiem, że nad Wisłę docierają komunikaty o proputinowskich wiecach, ale to sprawa marginalna! W dużej mierze organizują je żyjący w Berlinie Rosjanie. Większość Niemców włączyła się w pomoc. Wielu z nich to ludzie, którzy już urodzili się bogaci. Siedzimy teraz na terenie byłego Berlina Zachodniego, który był „oknem wystawowym” Europy. Ci ludzie urodzili się w dobrobycie, od zawsze mieli wszystkiego pod dostatkiem. Nie mają doświadczenia mojego pokolenia, które pierwszego banana zjadło w wieku 12 lat. Tęsknią za czymś więcej? W czwartki mamy godzinną adorację Najświętszego Sakramentu. W ciszy. Pewnego dnia weszła para czterdziestolatków. Rozglądali się ciekawie, patrzyli uważnie na ludzi, a po wszystkim, gdy już pobłogosławiłem wierny lud, przyszli do zakrystii. „Co tu się działo?” – pytali zaciekawieni po niemiecku. Tłumaczyłem, jak umiałem, że to adoracja, ale zauważyłem, że kompletnie nie rozumieją, o co chodzi. „Wierzymy – mówię – że w tym białym kawałku chleba schowanym w tym złotym naczyniu, które podnosiłem do góry, jest sam żywy Bóg. A my siedzimy przed Nim, a On przed nami i patrzymy na siebie”. „Wiesz – powiedzieli poruszeni – nam to się bardzo podobało. W tym pełnym hałasu, goniącym na oślep Berlinie znaleźliśmy pokój i ciszę. Tego nam bardzo brakuje. Widzimy mnóstwo osób, które wpatrują się w jeden punkt, podnosisz coś do góry, robisz jakiś znak, a my widzimy, że dla tych ludzi jest to bardzo ważne. Mocno nas to dotknęło. Możemy tu przychodzić?”. Takich historii jest więcej. Wielokrotnie słyszałem od duszpasterzy na Zachodzie, że ludzie przestali chodzić do kościołów, gdy wzrosła stopa życiowa i stawali się samowystarczalni… A przynajmniej tak im się zdawało… Jasne, to ogromna pokusa. Zerknijmy na demografię. Społeczeństwa, które zaczynają się bogacić, przestają rodzić dzieci, a demografia spada na łeb, na szyję. Na pewnym etapie zaczynają też „odpadać” tematy duchowe. Jeśli wszystko masz, Bóg wydaje się niepotrzebny. Mamy wszystko i mierzymy się na przykład z tym, że po pandemii mnóstwo młodych próbuje sobie odebrać życie. To jedna strona. Z drugiej, powiem ci szczerze, słabo mi się robi, gdy słyszę o „zgniłym Zachodzie”, o tym, że jak wjeżdża się do Niemiec, to czuje się namacalnie moc złego ducha. Ja tu mieszkam, żyję i pracuję. Widzę to, co jest słabe, ale widzę przede wszystkim wiele dobra, i nie chodzi o dobro materialne. (śmiech) Na Mszy spodziewałem się garstki wiernych, a zobaczyłem na porannych niedzielnych Eucharystiach około tysiąca osób. Dla tych ludzi to nie jest zabawa. Traktują wiarę poważnie. Katecheza w szkołach jest bardziej religioznawstwem, ale przy parafii przygotowujemy młodzież do Pierwszej Komunii i bierzmowania. Mamy też katechezę dla innych grup wiekowych. W sumie w katechezie parafialnej uczestniczy aktualnie około 160 dzieci i młodzieży. Jedna z dziewczyn na katechezę jedzie z mamą 50 km! Pokaż mi w Polsce kogoś, kto będzie podróżował taki kawał na spotkanie przed bierzmowaniem. Mama kazała? Część z nich pewnie przychodzi z tego powodu, ale ta dziewczyna kiedyś przyszła ze łzami w oczach. „Coś się stało?” „Przyszłam się usprawiedliwić. Nie będzie mnie za tydzień”. „To dlaczego płaczesz?” „Bo tu rozmawiamy o rzeczach, o których w szkole nikt nie mówi, i bardzo żałuję, że przepadną mi kolejne zajęcia”. W polonijnych kościołach często na pierwszym planie są, z całym szacunkiem dla tych rzeczywistości, Katyń, Inka, Rota, a dopiero później Ewangelia… Doskonale wiem, o czym mówisz… Szanuję tę rzeczywistość, sam kocham historię, ale ze współbraćmi postanowiliśmy, że naszym absolutnym priorytetem będzie głoszenie Dobrej Nowiny. Oczywiście pamiętamy o tym, co ważne, co nas ukształtowało, ale staramy się, aby Kościół, którego zadaniem jest odczytywanie znaków czasu, nie stał się skansenem „dawnej chwały i świetności”. To ważne, bo znaczna część naszych parafian to młodzi dorośli i ludzie w średnim wieku. Przychodzi też mnóstwo małżeństw. To piękny życiodajny organizm, który potrzebuje dobrej duchowej strawy. Jednego dnia nad parafią latają śmigłowce, bo tuż obok na Kreuzbergu młodzież urządza jatkę z policją, a kolejnego kończy się ramadan. Ta różnorodność nie jest przekleństwem? Czuję się tu dobrze. Jestem świadomym Polakiem, znam dobrze historię mojego kraju i nie mam absolutnie żadnych kompleksów, by o tym pogadać. Co więcej, cieszę się, że jako Polak mogę funkcjonować wśród innych społeczeństw, kultur czy denominacji bez kompleksów czy negatywnych odczuć. Co czujesz, widząc młodych w koszulkach z sierpem i młotem? Jeśli chodzi o Berlin Zachodni, to ta opcja nie jest dominująca. Zobacz, ile flag ukraińskich wisi w dzielnicy, ile eventów przeciw wojnie dzieje się dokoła. Nie mówię o uwikłaniach polityków, bo to kompletnie inna bajka, ale o zdrowym odruchu społeczeństwa. Gdy w naszym środowisku polonijnym urządziliśmy zbiórkę dla Ukraińców, zebraliśmy ponad 50 tysięcy złotych. Zburzony mur berliński w mentalności jeszcze stoi? Niemcy robią wszystko, by zatrzeć tę granicę, ale nie jest to łatwe. Nasze salezjańskie Don Bosco Zentrum, gdzie mieszkałem przez kilka miesięcy, jest na Marzahn – blokowisku we wschodniej części miasta, na którym mieszka ponad 100 tys. ludzi, z czego zaledwie 9 procent zdeklarowanych jako wierzący w cokolwiek. Dziś mieszkam w zachodniej części miasta, do Bramy Brandenburskiej mam spacerkiem 40 minut. „Berlin Zachodni” nocą tętni życiem, a tam, we wschodniej części, po życie zamiera… Bo to sypialnia? Moi niemieccy współbracia tłumaczyli mi, że to pozostałość dawnych czasów. W komunie nie było wieczornego życia, a ludzie chowali się w domach… i tak jest do dzisiaj. To wielobarwne miasto. Tu nie ma monolitu. Jako katolicy jesteśmy w diasporze, choć – uwaga! – mimo wielu wystąpień z Kościoła w Niemczech archidiecezja berlińska rozrasta się. Emigranci zapewniają dopływ świeżej krwi. W Polsce Bismarck kojarzony jest z brutalną akcją germanizacji, ale kulturkampf dotyczył również samych Niemców. Silne państwo miało być oparte na denominacji ewangelickiej. Jak mówili mi starzy berlińczycy, do II wojny światowej słowo „katolik” było synonimem gorszości. Kiedy zaczęło się to zmieniać? Przełomową postacią był błogosławiony Bernard Lichtenberg, proboszcz tutejszej katedry. Potępiał agresję Niemiec na Polskę, pomagał Żydom, za co wysłano go do Dachau. Nie dotarł do obozu, bo zmarł w drodze. Wielu pastorów popierających poczynania NSDAP zobaczyło, że jeśli naziści nie uszanowali takiego autorytetu, to chyba coś nie gra… Wielokrotnie słyszałem, że to po jego misji zaczęło następować powolne pojednanie między ewangelikami a katolikami. Posługiwałem w świątyni, która przed wojną była salą gimnastyczną, przerobioną później na kościół tymczasowy. Gdy ewangelicy wybudowali nową świątynię, musieli postanowić, co zrobić z tym Ersatzkirche. Mogli przekazać go Hitlerjugend albo garstce katolików. I wyobraź sobie, że przegłosowali tę drugą opcję. Dla nas to mało zrozumiałe, ale tu przed wojną napięcia między ewangelikami i katolikami były mocno odczuwalne. Tym bardziej fascynujące dla mnie jest to, że poznałem kilku niemieckich księży, którzy wychowali się w rodzinach ewangelickich, a później, zafascynowani sakramentem Eucharystii, konwertowali na katolicyzm. • Przemysław Kawecki salezjanin, dziennikarz, proboszcz Polskiej Misji Katolickiej w Berlinie. W tym poście na blogu zbadamy, co Biblia mówi o piciu. Przyjrzymy się pozytywnym i negatywnym aspektom picia w Biblii, biblijnym wskazówkom dotyczącym odpowiedzialnego picia oraz przykładom zarówno pozytywnych, jak i negatywnych aspektów picia związane z negatywnymi zachowaniami do alkoholu wśród postaci biblijnych. Dla wielu "teoretyków apokalipsy", księżyc - szczególnie ten krwawy - to obiekt szczególnie związany z zagładą, będący wypełnieniem proroctw biblijnych... Pisał o tym John Hagee, autor książki "Cztery Księżyce: coś się zmieni", który w swoi tekście powoływał się na cytat z księgi Joela 2:31, czyli na słowa: "Słońce zamieni się w ciemność, a księżyc w krew, przed wielkim i strasznym dniem Przyjdź Panie ". Co ciekawe, książka znalazłą się na 4. miejscu listy bestsellerów The New York Times wśród książek o charakterze poradnikowym. Jej autor twierdzi, że "Niebiosa są Bożym billboardem, że wysyła sygnały na planetę Ziemię, ale my po prostu ich nie odczytywaliśmy". Hagee wierzy przy tym, iż nastąpi Wniebowzięcie, w którym chrześcijanie zostaną zabrani do nieba, a Izrael pójdzie na wojnę w wielkiej bitwie zwanej Armagedonem, natomiast Jezus powróci na Ziemię... Bez względu na trafność tej "przepowiedni", przyznać trzeba, że księżyc, szczególnie ten krwawy, może kojarzyć się z czymś groźnym, jednak przede wszystkim jest to po prostu niesamowite zjawisko astronomiczne. Uważaj na te leki! Mogą doprowadzić do tragedii Straszny los niemowlęcia w Szebiekinie. Matka "usypiała" je wódką. Dziecko już się nie obudziło Biblia podkreśla kłamstwo kobiet nie dlatego, że kobiety są z natury bardziej kłamliwe. Pismo Święte przyznaje raczej, że kobiety często zajmują stanowiska, które w wyjątkowy sposób mogą zniekształcić prawdę. Biblia często przedstawia uwodzenie kobiet jako metaforę tego, jak fałszywe przekonania odciągają wierzących od Boga. Ojcze, odmawiając Ojcze nasz, mówimy: „przyjdź Królestwo Twoje”. Tylko że po lekturze Apokalipsy można się nieco przestraszyć tego przyjścia. Ten lęk na pewno jest niesłuszny. Z jednej strony rzeczywiście mówi się, zwracając uwagę na katastrofy, które nas spotykają, że żyjemy w czasach apokaliptycznych, ale z drugiej strony — te wszystkie okropności ukazane w Apokalipsie trzeba sobie odpowiednio przetłumaczyć. Gatunek literacki, jakim jest apokalipsa, nie dopuszcza dosłowności, tymczasem większość ludzi chce ją tak właśnie czytać. Trzeba również pamiętać, w jakich warunkach powstawała ta księga i na czym zależało św. Janowi, kiedy wybrał akurat ten gatunek literacki, a nie inny, żeby przedstawić swoje orędzie. To znaczy, że nie zrozumiemy Apokalipsy bez uchwycenia historycznego kontekstu, w którym ona została napisana? Rzeczywiście, pod koniec I w. w Cesarstwie Rzymskim miały miejsce prześladowania chrześcijan. Dotknęły one także św. Jana. Był za stary, żeby go skazać na śmierć, więc cezar Domicjan ograniczył się do wygnania go na wyspę Patmos. Jan, będący ostatnim żyjącym Apostołem, pełnił dotąd rolę — dzisiaj powiedzielibyśmy — metropolity. Z wygnania chciał wpłynąć na Kościół w Azji Mniejszej. Na Patmos otrzymał też wizje, które potem spisał. Co ważne, ich celem wcale nie było straszenie ludzi, ale podtrzymywanie w nadziei prześladowanych chrześcijan. „Wiem, że wam jest ciężko, przeżywacie trudne chwile, ale pamiętajcie: Chrystus jest z wami, spotka was nagroda, a zło zostanie ukarane” — takie jest mniej więcej przesłanie Apokalipsy. Czyli pierwsi chrześcijanie odczytywali ją zupełnie inaczej niż my. Wystarczy przeczytać obydwa listy św. Pawła do Tesaloniczan i od razu widać, że perspektywa Paruzji była wtedy inna: Nie przeznaczył nas Bóg, abyśmy zasłużyli na gniew, ale na osiągnięcie zbawienia przez Pana naszego Jezusa Chrystusa (1Tes 5, 9). Pierwsi chrześcijanie spodziewali się, że dzień sądu nadejdzie lada moment. Paweł przestrzegał przed takim podejściem: prosimy was, bracia, abyście się nie dali zbyt łatwo zachwiać w waszym rozumieniu ani zastraszyć bądź przez ducha, bądź przez mowę, bądź przez list, rzekomo od nas pochodzący, jakoby już nastawał dzień Pański (2 Tes 2, 2). Po śmierci św. Jana, kiedy jego uczniowie zobaczyli, że zapowiadana Paruzja nie nadchodzi, szybko zdali sobie sprawę, że nie można Apokalipsy brać dosłownie. To znaczy, że proroctwa się nie spełniają? Niektóre z biblijnych proroctw spełniły się już za ich czasów. Na przykład w Ewangelii św. Marka Jezus tak zapowiada koniec świata, że nie sposób oddzielić go od zapowiedzi zburzenia Jerozolimy w 70 r. (Mk 13, 14-23). W tym wypadku skończył się pewien świat, ale jeszcze nie cały. To rozróżnienie musimy mieć ciągle na oku. Dzisiaj też pojawiają się zdarzenia o typie apokaliptycznym, ale to nie znaczy, że ostatecznym. Czas jest bliski (por. Ap 1, 3), tyle że dla Pana Boga słowo „bliski” znaczy zupełnie coś innego niż dla nas. To wyrażenie oznacza, że dla Niego te sprawy już są postanowione i spełnią się niezawodnie. Ale czy kataklizmy, których jesteśmy świadkami: huragany, trzęsienia ziemi, tsunami, nie są oznakami zbliżającego się końca świata? Wielu ludzi tak je postrzega. Są, ale niekoniecznie rychłego. Ludzie często trafnie je odczytują jako znak od Boga, jest to bowiem rodzaj Bożego wołania o opamiętanie. Ale to wcale nie znaczy, że już zbliża się dosłownie koniec świata. Ludzie żyją tak, że trzeba ich upominać językiem mocnym, zarówno językiem zdarzeń, jak i słów, jak to ma miejsce np. w Apokalipsie. Czy to napominanie musi być aż tak drastyczne? Przecież Bóg jest Miłością. Zgoda, Bóg jest Miłością, nie zamierzam tego zakwestionować. Tylko że w Bogu miłość i sprawiedliwość są tym samym. Nie rozumiemy tego, bo są to dla nas rzeczy niepojęte, ale tak jest. Św. Bernard z Clairvaux mówił: „Całuj obie stopy ukrzyżowanego Zbawiciela, z których jedna oznacza miłosierdzie a druga sprawiedliwość”. Obie stopy — piękna synteza. I nie wolno przesładzać obrazu Serca Jezusowego, bo obok słów pocieszenia, są też inne: Idźcie precz ode mnie, przeklęci, w ogień wieczny (Mt 25, 41). To też są słowa Jezusa. Nie można jednostronnie brać pewnych rzeczy, bo wtedy rozminiemy się z prawdą. Człowiek na dobrą sprawę nie wie, co to grzech, jaka to straszna rzeczywistość, skoro Ojciec Niebieski chciał, żeby grzech był właśnie przez Jego Syna w tak okrutny sposób odpokutowany. Te klęski są wołaniem do każdego z nas: „Opamiętaj się, bo do czegoś innego jesteś przeznaczony. Sam nie wiesz, czym jest grzech, i dlatego muszę ci to powiedzieć”. Apokalipsa ilustruje, jak dalece grzech przeszkadza nam w tym, aby miłość Boga mogła nami całkowicie owładnąć. Jednakże, jak mówiłem, te kataklizmy wcale nie oznaczają, że możemy się spodziewać prędkiego ostatecznego przyjścia Chrystusa. Skąd takie przekonanie, Ojcze Profesorze? Ciągle jeszcze nie dokonało się na przykład zapowiadane powszechne nawrócenie Żydów (Rz 11, 26) i nie sądzę, żebyśmy w najbliższym czasie mogli się tego spodziewać. Ale jest spełniona inna zapowiedź końca: Ewangelia jest głoszona na wszystkich krańcach ziemi. Rzeczywiście, niektóre zapowiedzi są już częściowo zrealizowane. I w praktyce niewiele jest zakątków ziemi, gdzie Ewangelia nie była słyszana, ale jednak są takie miejsca. Ostatnio czytamy w naszym klasztorze, podczas posiłków książkę Marka Koprowskiego pt. „Za Bajkałem”. Autor, człowiek świecki, który zjeździł Syberię, Kamczatkę i Sachalin, opisuje, jak w tych rejonach wygląda głoszenie Słowa Bożego. Tu i ówdzie Ewangelia jeszcze nie dotarła. Powiedział Ojciec, że Apokalipsy w żadnym wypadku nie wolno brać dosłownie. Ale czy te zapowiedzi kar i plag należy rozumieć jedynie jako symbole? Pamiętam, że po katastrofie w elektrowni atomowej w Czernobylu pojawiły się głosy, że wydarzenie to zostało zapowiedziane w Apokalipsie. Słowo „czernobyl” można ponoć przetłumaczyć jako „piołun”, a tak nazywa się jedna z gwiazd, spadających na ziemię, o czym mówi 11 wers. w 8 rozdz. Apokalipsy. Bo to słowo rzeczywiście znaczy „piołun”. Więc niektórzy stwierdzili: „Patrzcie, sprawdziło się dokładnie”. Był nawet jeden naukowiec, niemiecki fizyk, który napisał książkę mówiącą o tym, do jakiego stopnia Apokalipsa realizuje się na naszych oczach. Niektórzy uczeni zajęli wobec jego książki bardzo krytyczne stanowisko, ale trzeba przyznać, że ten świecki człowiek, katolik, potrafił umiejętnie połączyć pewne fakty. Wolno myśleć tak jak on, ale Kościół się w tej kwestii nie wypowiedział. Moim zdaniem, trzeba zgrabnie połączyć jedno i drugie. Apokalipsa to opisana w symbolicznej szacie rzeczywistość duchowa. Rzeczywistość duchowa — a czy można powiedzieć, że także rzeczywistość historyczna? Oczywiście że tak. Na przykład słynne tysiącletnie panowanie Chrystusa (Ap 20, 1-6). Są dwie interpretacje tego fragmentu, obie pełnoprawne. Pierwsza mówi, że tysiąc lat to nie jest czasokres, tylko pewien aspekt życia Kościoła; druga — że przed samym końcem świata będzie jakiś wyjątkowo szczęśliwy okres w jego dziejach, a po nim nastąpi ostateczna walka z szatanem, jego przegrana i Sąd Ostateczny. Jedno i drugie jest możliwe. Ja jestem zwolennikiem tej pierwszej interpretacji. Millennium istnieje cały czas od powstania Kościoła. Ono istnieje dla tych, którzy polegają tylko na Bogu, dla nich życie jest już królowaniem z Chrystusem na ziemi. Dla nich „przyjdź Królestwo Twoje” oznacza nic innego jak łagodne przejście stąd — tam. I wówczas obraz Niebiańskiej Jerozolimy, ukazany na końcu w Apokalipsie, to po prostu nasza praca nad Kościołem. Bo za tą socjologiczną, widzialną fasadą Kościoła buduje się Nowe Jeruzalem, i każdy z nas, choć nie jest pewny w jakim stopniu, ale to przyszłe Jeruzalem tworzy. Apokalipsa z tymi optymistycznymi wizjami ma nam tutaj bardzo dużo do powiedzenia: mamy być radosnymi budowniczymi przyszłej rzeczywistości, która już tu się zaczyna i nigdy się nie skończy. My, ochrzczeni, już jesteśmy obywatelami Królestwa Bożego. Każdy z nas ma w ręku „bilet do nieba”, ale najważniejsze, żeby go nie stracił. Słowa „przyjdź Królestwo Twoje” tracą w tej perspektywie negatywne skojarzenia. Jak ta Niebiańska Jerozolima będzie wyglądała? Św. Jan opisuje ją bardzo barwnie. Tak, tyle że znów nie należy tych opisów brać dosłownie. Te bogactwa, drogie kamienie, to nic innego jak symbol: tak cenne rzeczy, jakimi są na ziemi dla wielu klejnoty, będą dla nas — w wymiarze duchowym — nieustanną rzeczywistością. Pan Jezus zawsze był bardzo powściągliwy, kiedy mówił o szczęściu, które na nas tam czeka. Pozostawił takie wyrażenia, jak „dom Ojca”, „przy Moim stole” — bardzo skąpe opisy. Apokalipsa mówi troszkę więcej, ale też niewiele. Jej końcowe fragmenty, które poruszają ten temat, zostały niestety źle zredagowane przez uczniów św. Jana. Są tam dwie wizje niebiańskiej Jerozolimy. „Jeruzalem czasów mesjańskich”, która pojawia się jako druga, jest tak naprawdę wprowadzeniem, a początek rozdz. 21. „Nowe stworzenie — Jeruzalem Niebiańskie” to — krótko mówiąc — sedno, wizja nowego nieba i nowej ziemi, przyszłości, która nas czeka. I to trzeba, oczywiście symbolicznie, ale jednak odbierać jako rzeczywistość. Tak będzie: przemieniony kosmos, przemieniona ziemia. Co to znaczy „przemieniona ziemia”? Jan pisze: I ujrzałem niebo nowe i ziemię nową, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły i morza już nie ma (Ap 21, 1). Morze (które chyba powinno być tu pisane z dużej litery) jest symbolem chaosu, zagrożenia. Apostoł mówi przez ten fragment, że w Nowej Jerozolimie nie będzie groziło człowiekowi żadne zagrożenie. Inny opis, mówiący o zstępującym z nieba Mieście, przystrojonym w różnorakiego rodzaju klejnoty, niczym oblubienica dla swojego męża (por. Ap 21, 2b), oznacza po prostu Lud Boży, złożony z wszystkich ludzi, a nie tylko z jednej rasy. To nowe Zgromadzenie jako całość jest Oblubienicą Chrystusa. To są nasze interpretacje, ale pamiętajmy: ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, co jest dla nas przygotowane. Zaufajmy Bogu. Będzie tak, jak sobie tego nawet nie wyobrażamy... W tej Nowej Jerozolimie, co ciekawe, Jan nie zauważył świątyni, kościoła. Świątynia jest znakiem opiekuńczej Obecności Boga, więc tak długo jest nam potrzebna, jak długo człowiek potrzebuje się w niej schronić, jak długo istnieje niebezpieczeństwo. W Niebiańskim Jeruzalem niebezpieczeństwa już nie będzie, a Bóg będzie wszystkim we wszystkich (1 Kor 15, 28), On sam będzie Świątynią, więc ona w dawnej postaci nie jest potrzebna. Ale żeby zamieszkać w Nowym Jeruzalem, trzeba najpierw przejść pozytywnie przez Sąd Ostateczny. Jak on będzie wyglądał? Podczas Sądu Ostatecznego Pan Bóg pokaże, wobec wszystkich ludzi wszystkich czasów, że miał rację — po prostu. W powszechnej świadomości Sąd Ostateczny będzie wyglądał tak jak na obrazach Hansa Memlinga czy fresku Michała Anioła z Kaplicy Sykstyńskiej — groźny Sędzia stanowczym ruchem rozdziela zbawionych od potępionych... To są obrazy jednostronne, niepełne. W Apokalipsie jako Sędzia ostateczny pojawia się Syn Człowieczy. Obraz ten stanowi ostatni z trzech wątków mesjanizmu biblijnego. Pierwszy to wątek królewski — to, co Dawid usłyszał od Natana: wspaniała przyszłość dynastii Dawidowej (2 Sm 7, 13). Pojawia się on też przy Zwiastowaniu, kiedy Anioł mówi do Maryi: Pan Bóg da Mu tron jego praojca Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca (Łk 1, 32 n). Drugi wątek stanowią cztery pieśni o Słudze Jahwe z księgi Izajasza — Mesjasz cierpiący. A trzeci — to właśnie Mesjasz transcendentny, Syn Człowieczy na obłokach niebieskich z proroctwa Daniela i Apokalipsy. Z tych trzech wątków splata się jeden jakby sznur, tworzący pełny mesjanizm biblijny. I dopiero wtedy, kiedy wszystkie wątki razem się zejdą, mamy do czynienia z prawdziwą eschatologią i prawdziwym sądem. Czy akcent położony na trzeci wątek mesjański — Syna Człowieczego — ma tutaj jakieś znaczenie? W Ewangelii według św. Jana jest następujące zdanie: [Bóg] przekazał Mu władzę wykonywania sądu, ponieważ jest Synem Człowieczym (J 5, 27). Wyrażenie „ponieważ jest Synem Człowieczym” ma — jak to często u Jana bywa — dwie płaszczyzny. Pierwsza — realizacja mesjańskich wątków Syna Człowieczego, a druga płaszczyzna, psychologiczna, wskazuje, że Jezus jako Człowiek zna nas od wewnątrz, naszym sędzią będzie zatem Ten, który jako Człowiek zna nas lepiej. Potwierdzenie tego znajduje się w Liście do Hebrajczyków: A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa z tego, co wycierpiał (Hbr 5, 8). Czego Bóg miałby się nauczyć? Bóg niczego, ale człowiek tak. I Człowiek-Jezus przez swoje doświadczenia nabył świadomość tego — jak pisał Tomasz z Akwinu — „jak ciężko jest słuchać” Boga. O tym mówi też scena w Ogrójcu, kiedy Jezus wyraźnie prosi o oddalenie Męki. W teologii pojawia się teza, że to my sami będziemy siebie osądzać, a Chrystus ten wyrok zatwierdzi. O tym mówi 12. rozdz. Ewangelii Jana: słowo, które wygłosiłem, ono to będzie go sadzić w dniu ostatecznym (J 12, 48). Czyli sąd, nawet ten szczegółowy, będzie wyglądał mniej więcej tak: staniemy przed Panem, a On powie: „Ja ci powiedziałem to i to, a ty teraz popatrz na swoje życie i powiedz, jak wygląda twój bilans”. W obliczu doskonałości Boga zobaczymy swoją niedoskonałość. Nie należy tutaj zapominać, że Apokalipsa mówi nie tylko o sądzie na końcu czasów, ale też o tzw. indywidualnej Paruzji, o tym, że na każdego z nas przyjdzie koniec świata w godzinie śmierci. W praktyce nasz ziemski świat wówczas się skończy. Dlatego Apokalipsę warto też czytać jako rodzaj lektury rekolekcyjnej, która ma nas przygotować na dobrą śmierć Jak wygląda relacja między Apokalipsą a objawieniami maryjnymi? Przesłanie niektórych z nich jest bardzo podobne do wizji z Objawienia św. Jana. Czy można szukać między nimi jakichś analogii? Wolno to robić, ale to wcale nie znaczy, że objawienia maryjne są realizacją tej księgi Pisma Świętego. Opowiem tu moją rozmowę z Janem Pawłem II. Kilka lat temu siedzieliśmy tylko we dwóch w jego prywatnej bibliotece. To było tuż przed podróżą Papieża do Fatimy. Sam rozpoczął rozmowę. Powiedział: „Zaraz lecę do Fatimy, i tam będę musiał powiedzieć, co to znaczy, że Kościół zatwierdza objawienie prywatne. A znaczy to tylko tyle, że w tym objawieniu nic się nie sprzeciwia Objawieniu Bożemu, obowiązującemu w Kościele”. To znaczy tylko tyle, a szczegółów wcale nie trzeba brać pod uwagę. Nie są one na tym samym poziomie objawienia. Ojcze, a czy mamy jakiś wpływ na to, kiedy nastąpi koniec świata? Oczywiście że tak. W Piśmie Świętym jest fragment, który dokładnie o tym mówi. Jego autorem jest św. Piotr: „przez świętość postępowania i pobożność staracie się przyspieszyć przyjście Pana naszego” (por. 2P 3, 12). Nasze dążenie do świętości przybliża przyjście Chrystusa. o. Augustyn Jankowski, benedyktyn z Tyńca, biblista, profesor Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie, redaktor naukowy Biblii Tysiąclecia, autor wielu książek teologicznych opr. aw/aw Copyright © by Miesięcznik List 11/2005 Dowiedz się, czego Biblia uczy o rządzie i jego znaczeniu w społeczeństwie. Uzyskaj wgląd w to, jak chrześcijanie powinni wchodzić w interakcje z osobami sprawującymi władzę. Przeczytaj więcej na [wstaw nazwę strony internetowej].
Pytanie Odpowiedź Wielu ludzi popełnia błąd wierząc, że Biblia mówi: „Nie zabijaj” i starają się odnieść to przykazanie do wojny. Ale Biblia tak naprawdę mówi: „Nie powinieneś mordować” (Ks. Rodzaju 20:13). Hebrajskie słowo znaczy dosłownie “z premedytacją, zaplanowane zabicie innej osoby w złej woli”. Bóg wiele razy kazał Izraelitom iść na wojnę z innymi narodami (1 Ks. Samuela 15:3; Ks. Jozuego 4:13). Bóg ustanowił karę śmieci za wiele przestępstw (Ks. Wyjścia 21:12; 21:15; 22:19; Ks. Kapłańska 20:11). Tak więc, Bóg nie jest przeciwko zabijaniu w każdych okolicznościach, ale raczej przeciwko morderstwu. Wojna nigdy nie jest dobrą rzeczą, ale czasami jest czymś potrzebnym. W świecie wypełnionym grzesznymi ludźmi (List do Rzymian 3:10-18) wojna jest nieunikniona. Czasami, jedynym sposobem powstrzymania grzesznych ludzi przed czynieniem wielkiego zła jest pójście z nimi na wojnę. Wojna jest rzeczą okropną! Wojna jest zawsze rezultatem grzechu (List do Rzymian 3:10-18). W Starym Testamencie Bóg nakazał Izraelitom: „Pomścij Izraelitów na Madianitach.” (Ks. Liczb 31:2). Zobacz również „Tylko w miastach należących do narodów, które ci daje Pan, twój Bóg, jako dziedzictwo, niczego nie zostawisz przy życiu. Gdyż klątwą obłożysz Chetytę, Amorytę, Kananejczyka, Peryzzytę, Chiwwitę i Jebusytę, jak ci rozkazał Pan, Bóg twój”. Księga Wyjścia 17:16 podaje: „gdyż mówił: Ponieważ podniósł rękę na tron Pana, dlatego trwa wojna Pana z Amalekitą z pokolenia w pokolenie.” Również w 1 Księdze Samuela 15:18 „Pan wysłał cię w drogę i nakazał: Obłożysz klątwą tych występnych Amalekitów, będziesz z nimi walczył, aż ich zniszczysz.” Tak więc, oczywiście Bóg nie jest przeciwko każdej wojnie. Jezus jest zawsze w doskonałej zgodzie z Ojcem (Ew. Jana 10:30), tak więc nie możemy twierdzić, że wojna była wolą Bożą tylko w Starym Testamencie. Bóg się nie zmienia (Ks. Malachiasza 3:6; List Jakuba 1:17). Powtórne przyjście Jezusa jest również niezwykle gwałtowne. Apokalipsa 19:11-21 stwierdza: „Potem ujrzałem niebo otwarte: i oto - biały koń, a Ten, co na nim siedzi, zwany Wiernym i Prawdziwym, oto ze sprawiedliwością sądzi i walczy. Oczy Jego jak płomień ognia, a wiele diademów na Jego głowie. Ma wypisane imię, którego nikt nie zna prócz Niego. Odziany jest w szatę we krwi skąpaną, a imię Jego nazwano: Słowo Boga. A wojska, które są w niebie, towarzyszyły Mu na białych koniach - wszyscy odziani w biały, czysty bisior. A z Jego ust wychodzi ostry miecz, by nim uderzyć narody: On paść je będzie rózgą żelazną i On wyciska tłocznię wina zapalczywego gniewu wszechmocnego Boga. A na szacie i na biodrze swym ma wypisane imię: KRÓL KRÓLÓW PAN PANÓW. I ujrzałem innego anioła stojącego w słońcu: I zawołał głosem donośnym do wszystkich ptaków lecących środkiem nieba: Pójdźcie, zgromadźcie się na wielką ucztę Boga, aby zjeść trupy królów, trupy wodzów i trupy mocarzy, trupy koni i tych, co ich dosiadają, trupy wszystkich - wolnych i niewolników, małych i wielkich! I ujrzałem Bestię i królów ziemi, i wojska ich zebrane po to, by stoczyć bój z Siedzącym na koniu i z Jego wojskiem. I pochwycono Bestię, a z nią Fałszywego Proroka, co czynił wobec niej znaki, którymi zwiódł tych, co wzięli znamię Bestii i oddawali pokłon jej obrazowi. Oboje żywcem wrzuceni zostali do ognistego jeziora, gorejącego siarką. A inni zostali zabici mieczem Siedzącego na koniu, [mieczem], który wyszedł z ust Jego. Wszystkie zaś ptaki najadły się ciał ich do syta.” Jest błędem twierdzenie, że Bóg nigdy nie pochwala wojny. Jezus nie jest pacyfistą. W świecie wypełnionym złymi ludźmi, czasami wojna jest nieunikniona, aby zapobiec nawet większemu złu. Jeśli Hitler nie zostałby pokonany w czasie II Wojny Światowej ile jeszcze milionów Żydów zostaloby zabitych? Jeśli Wojna Domowa (St. Zjednoczone) nie zostałaby stoczona ilu jeszcze afrykańskich amerykanów musiałoby cierpieć jako niewolnicy? Musimy zawsze pamiętać o tym, by bazować w naszych wierzeniach na Biblii a nie na naszych emocjach (2 List do Tymoteusza 3:16-17). Księga Koheleta 3:8 podaje “jest… czas miłowania i czas nienawiści, czas wojny i czas pokoju.”. W świecie wypełnionym grzechem, nienawiścią i złem (List do Rzymian 3:10-18), wojna jest nieunikniona. Niektóre wojny są bardziej „sprawiedliwe” niż inne, ale wszystkie wojny są ostatecznie rezultatem grzechu. Chrześcijanie nie powinni pragnąć wojny, ale również nie powinni oponować przeciwko organom rządzącym, które Bóg ustanowił i nadał im autorytet ponad nimi (List do Rzymian 13:1-4; 1 List Piotra 2:17). Najważniejszą rzeczą, jaką możemy zrobić w czasie wojny to modlić się o Bożą mądrość dla naszych rządzących, modlić się o bezpieczeństwo dla naszej armii, modlić o w szybkie rozwiązanie konfliktu oraz modlić się o jak najmniejsze straty – po obu stronach konfliktu (List do Filipian 4:6-7). English Powrót na polską stronę główną Co mówi Biblia na temat wojny?